Pojechałem, dojechałem i wróciłem.
Przed wyjazdem kupiłem opaski, największe jakie mieli (9x610 mm), które przy przedwyjazdowych przymiarkach okazały się za krótkie, by zapiąć je na kole 15 cali 195/65. Zabrałem więc ze sobą trochę krótkich i cienkich, by w ten sposób wymusić wydłużenie całości o brakujące max 5 cm. Łańcuchów nie kupiłem.
Najwięcej problemów - z resztą zgodnie z własnymi oczekiwaniami - było z podjazdem pod sam pensjonat. Krótszą, bardziej stromą stroną, nie udało mi się podjechać wyżej niż do połowy, tyle dobrego, że przy zjeździe tyłem koła się nie blokowały i byłem w stanie zjechać w sposób kontrolowany, a nie w ślizgu, tuż nad urwiskiem i potoczkiem..
Podjazd od drugiej - nieco łagodniejszej strony - już się udał. Niestety, o żadnym nabieraniu prędkości nie było mowy z racji na niewielki mostek, pod którym płynął wspomniany potoczek. Zaraz za mostkiem był skręt w zasadzie o jakieś 60-70 stopni i od razu podjazd. Oczywiście, ani ten, ani ostrzejszy podjazd nie były odśnieżane, nie były posypane (sól to rozumiem, że może przyrodzie zaszkodzić, ale piasek, albo trochę popiołu...?), toteż przy najeździe innym niż prowadzi koleina zaraz zarzucało tyłkiem.
Z kolei na wyjazd nie mogliśmy wyjechać - w sb temp na plusie, roztopy i wszędobylski deszcz, z wieczora minusy, w nocy śnieg, także gdy już odśnieżyłem auto, okazało się, że czeka na mnie jeszcze lodowa skorupa (odmrażaczowi musiałem pomagać skrobaczką, która nieoczekiwanie nie przetrwała tej próby). Chwilę wcześniej pomagałem wypychać inne auto, sam zaś - po kilku nieudanych próbach ruszenia - skorzystałem z patentu z wycieraczkami gumowymi, które odwróciłem i podłożyłem pod przednie koła. Wyjechałem, wytrzepałem wycieraczki, wsadziłem na pokład i pojechaliśmy.
Główne drogi zdecydowanie nie na łańcuchy. Parkingi, podjazdy, zajazdy i inne lokacje często w takich zaspach, że bez pługa z przodu to szkoda auta by próbować wjeżdżać. Następna zima raczej nad morzem