No, niestety, tym razem musiałem chyba pomylić tańce, albo miałem podrabiane ognisko. Jaka by nie była przyczyna, deszcz nie spadł...
Po wielu przejazdach z kolegą wiedziałem, że wygrać mogę tylko, jeśli zrobi jakiś błąd, choć szanse na to są na poziomie szóstki w totka.
Wstawiam filmy, które pokazują najlepiej, jak dramatyczna to była walka. Muzyka ilustruje myślę dość dobrze mój nastrój podczas jazdy
Pierwszy przejazd pozostawiał cały czas szansę. Niestety, aż do mety to się nie zmieniło...
Drugi przejazd, wierzyłem, że dogonię przeciwnika, aż barierka w smutny sposób zweryfikowała tą wiarę. Dalsza część trasy to już żenada.
No i ostatnia szansa. Było blisko, zrobiłem swój rekord, ale cóż... Może następnym razem
Czapki z głów przed Michałem za bezbłędną jazdę pod presją. Nie wyobrażam sobie by ktoś, poza ruskimi cziterami, mógł go zatrzymać :hi