Dzisiejszy dzień był dla mnie pełen wrażeń, tych negatywnych jak i pozytywnych... Pierwszą nie miłą niespodzianką było przyśnięcie do 7:35. Za 25 minut zaczyna się ważna klasówka z matematyki a ja nadal nie ubrany, w łóżku, do tego miałem wrażenie że jakieś przeziębienie nieubłaganie chce mnie dopaść. Nie miałem innej opcji, musiałem wyjść z domu najszybciej jak się da, wsiąść na rower i pomimo oznak choroby dawać z siebie 100%. Cały spocony, zmęczony ale jakże szczęśliwy dotarłem do szkoły o 7:58 jeszcze nie wiedząc że klasówka została przełożona na ostatnie dwie godziny zajęć. Gdy się dowiedziałem że na pierwszych lekcjach mamy polski z którego planowałem uciec, miałem ochotę skoczyć z mostu bo było dość potężne zagrożenie w postaci "niezapowiedzianej kartkówki"
. Trudno. Jak szaleć to szaleć, najwyżej jedynka wpadnie. Na moje szczęście nauczycielka... zapomniała o kartkówce. Cała klasa odetchnęła z ulgą, w tym również ja.
Tak mijały lekcje aż do godziny 10:45. Tak... je*a*a godzina W właśnie nadeszła. Matematyka. Wchodząc lekko spóźniony do klasy, z udawanym uśmiechem jak cholera, zasiadłem w najgorszym możliwym miejscu. PIERWSZEJ ŁAWCE
. W głowie tłoczyła mi się tylko jedna myśl- "Michał. Nie spieprz tego bo będziesz uwalony". Koniec końców zadania jakie dostałem z planimetrii wcale nie były takie straszne i chyba jakoś to napisałem, ale na więcej niż 2+/3- nie liczę ponieważ nie zdążyłem zrobić 4 zadań, no ale ciul z tym. Cel osiągnięty i to się liczy. Wróciłem do domu, i czekała na mnie miła niespodzianka w postaci obrazu i koszulki z takim samym wzorem. Wreszcie mam jakiś gadżet związany z ukochaną AE86 <3 Jakkolwiek potoczył się ten dzień, udało się go przejść bez przeszkód z miłym zakończeniem.