Góra 5 baniek. Drugie 5 już było zanim zacząłeś :roftl:
A tak na poważnie, choć w tym momencie przychodzi mi to z trudem, to nieźle poszarpani jesteście. Przed chwilą sprawdzałem w grze i jest już 12,5 mln. Znaczy to ni mniej ni więcej, że pobity został dotychczasowy mój rekord, który wynosił 10,4 mln. Cały pice polega teraz na tym, aby przez pozostałe 30 kilka godzin, mój wynik utrzymał się na prowadzeniu, co pozwoli mi zgarnąć całą pulę. Czy tak się stanie? Nie wiem, ale mam taką nadzieję.
Jako że zrobiło się z tego dość spektakularne wyzwanie, a zainteresowanie przerosło moje oczekiwania (już w tym momencie o co najmniej 200%), winien Wam jestem słowo, a może nawet dwa, wyjaśnienia.
Mam wenę, to sobie trochę popiszę, jak Was to nudzi, to nie czytajcie i skoczcie sobie parę akapitów niżej.
Wyzwanie powstało dobry rok temu. Tak, to nie pomyłka. Po przejściu wątku fabularnego, pokręceniu się tu i tam, zaliczenia 95% tego całego shitu widocznego w menu "postępy i cele", zacząłem się nieco nudzić, a jak człowiek taki jak ja zaczyna się nudzić, to zaczyna szukać zajęcia. Odwiedzałem często MCW. Brałem udział w publicznych wyzwaniach, ale wybierałem te, w których dałem cokolwiek rade zdziałać, a pamiętać trzeba, że grałem wówczas na sekwencji.
Pamiętam dość lukratywne wyzwanie (ja pierdacze, minął ponad rok, a ja to pamiętam, mimo że nigdy do tego nie wracałem.. no comment) radarowe. Nie gustowałem i nie gustuję nadal w radarach, ale trasa wiodła przez Kelekole i była albo pod Italię, którą wówczas rozwalałem 99% osób, albo pod grupę A2, w której nota bene rządziła Italia. Ruf mógł sobie
[cenzura!], a wyżej nerek nie podskoczył. Dobrze opanowana Italia i znajomość trasy dawała mi wiele pewności podczas wyścigów m.klubowych iu innych rankingowych potyczek.
Po przejściu fabuły, zakupie jachtu na Ibizie zostały mi drobne na auto i waciki, jakieś 1,5 bańki. Niewspółmiernie dużo do wartości i funu z jazdy pochłonął kasy zakup Aston Martina One z pełnym tuningiem. Jeśli się nie mylę, były to jakieś 4 miliony... Do dziś żałuję wydania tych pieniędzy, mimo że to przecież tylko wirtualne gówno warte pixele na moim monitorze. Żałuję i tyle. Tylko po co tyle gadania o tej kasie, może ktoś zapytać i będzie miał powody. Nie piszę o tym bynajmniej na próżno; wątek finansowy jeszcze odegra swoją rolę w tej opowieści.
Trzaskałem wyzwania z MCW. Były to czasy jeszcze bez oszustów, a już na pewno nie na taką skalę. Dało się wygrywać, jeśli komuś starczało skilla, a wcześniej samozaparcia, by tego skilla w sobie wykształcić. Trafiłem na w/w wyzwanie. Wjazd był bodaj za 10 albo 20k. I dużo i mało, zależy z jakiej perspektywy na to patrzeć. Ja widziałem sprawę ze swojej, z poziomu mojego konta. RR już chyba trwało na forum i wystarczył wybór jakiegoś auta z górnej półki i byłem udupiony. Swoją drogą i tak dla RR sprzedałem kiedyś ten zakichany Jacht z Ibizy, oczywiście ze stratą miliona. Potem go znów kupiłem i znów sprzedałem i ponownie 1 mln w plecy, ale dojdziem i do tego.
"Zainwestowałem" w to wyzwanie jakieś 300 tyś. Było to dla mnie koszmarnie dużo i na dobrą sprawę, nie mogłem sobie pozwolić na ich stratę. Uznałem, i zdaje się słusznie, że jedyną opcją uratowania tych pieniędzy, jest paradoksalnie, wrzucanie kolejnych dziesiątek tysięcy w to wyzwanie. Po co? Po to, że jeśli uda mi się wygrać, to wróci do do mnie to, co tracę teraz, i te 300k, które straciłem do tej pory. Strategia się powiodła. Udało mi się zmieścić w czasie, a uwierzcie, miałem nóż na gardle (do końca zostały jakieś marne minuty). Udało mi się także zrobić lepszy wynik i zgarnąłem jakieś 500 tyś. Do tej pory mam zdjęcie dokumentujące to zdarzenie.
(jednak było to tylko 200k, ale niczego to zasadniczo nie zmienia)
Tylko po co tyle pieprzenia i co to ma wspólnego z tym wyzwaniem? Otóż ma. Wówczas zrodziła się we mnie myśl, która dała podwaliny pod to wyzwanie, w którym obecnie staracie się pobić mój wynik. Wspomniane nieraz 300k było frycowym, jakie musiałem zapłacić, by poznać układ radarów i ogarnąć to w czasie, jaki był dany na przejazd. Robiłem na kilku minimalnie lepsze wyniki, ale na bodaj 2 miałem znacznie słabsze niż ten, który wyzwanie zamieścił. Myślę sobie. Co do k... nędzy? Przecież robię, to co trzeba, i jak trzeba, a dostaję po dupie i nie za bardzo wiem dlaczego. Zacząłem główkować, dzielić czas, zastanawiać się czy na starcie się cofnąć i nabrać prędkości, czy wykorzystać to jakoś na finish (opcja zawracania nie wchodziła w grę, bo trasa była od A do B, jak to na Kelekole). I wymyśliłem.
Właśnie to doświadczenie zasiało we mnie ziarno. Poszedłem w swoich rozważaniach dalej: a co jeśli udałoby się odwrócić role? Co by było, gdybym to ja był wszechwiedzącym danego wyzwania, bo byłbym jego twórcą i sam bym wiedział najlepiej, gdzie są założone pułapki i jakiego są one rodzaju? Co by było, gdybym to nie ja musiał tracić 300k, albo i więcej na rozszyfrowanie zagadek, a dopiero później mógł się starać o jakiekolwiek próby bicia rekordu trasy? Totalne przewartościowanie wartości, niemal jak u Nietzche'go. Stało się. Odwiedziłem edytor wyzwań.
Teraz sen z moich grających powiek spędzał jeden temat: jak zrobić dobre wyzwanie? Jak zrobić na tyle dobre wyzwanie, aby móc na nim zarobić? Czasówka? Przecież jestem niezły i lubię klasycznie wyścigi. A może coś nieszablonowego? Może coś mało siemkinsowatego? Widać z tyłu głowy mocno siedziało wyryte wyzwanie radarowe. Padło na radary. Teraz następne pytanie: gdzie? Gdzie Siemkins czujesz się na tyle mocny, by wyzwać cały świat na pojedynek i stać jak skała, wierząc, może i ślepo w swoje umiejętności, że są wystarczająco wysokie, aby pokonać tę falę? No gdzie? Przecież dobrze wiesz, mój kochany Siemkinsie, mój ty mały rycerzyku, że nie ma k... w tej grze takiego miejsca. Nidzie nie znajdziesz takiego schronienia. Jesteś za malutki, a ich jest za dużo..za dużo...dużo za dużo.
W czymś trzeba było złożyć swoją nadzieję. Powierzyłem ją pomysłowi, podsuniętemu przez inteligencję, będąc przekonanym, że tylko dzięki temu pierwiastkowi mniejszość jest w stanie pokonać większość. Że nawet ja versus cały świat dam radę. Musiałem w to uwierzyć, zanim rozpocząłem tworzenie wyzwania. Padło na tor na Ibizie. Miejsce kompletnie mi nieznane. Wypadałem z trasy jak dziecko z wózka. Jednak trzymałem się swojego pomysłu, którego główna część opierała się na tym, że "nie ma innej drogi" (coś jak na Kelekole, jesteś tylko Ty, auto i trasa, reszta nie ma znaczenia, najmniejszego znaczenia). Zacząłem przygotowywać teren. Wybrałem rodzaj wyzwania - radary. Wybrałem miejsce - tor na Ibizie. Idę stawiać zasieki, wnyki i pułapki w przekonaniu, a zarazem wierze, że wpadnie w nie niejedne 300 k.
Mam pisać dalej? Ktoś to w ogóle czyta?