Fast & Furious "Dreams"No. 03. Sant Antonio
Ukończyłam szkołę jazdy C4 z wynikiem pozytywnym, Można nareszcie wziąć się za wyścigi Słonecznej Korony. Szkółka jak to szkółka, jedne rzeczy są łatwe, inne trudniejsze. Ale da się ją ukończyć bez większych problemów.
Faktem jest, że nie wszystkimi autami ze szkoły jazdy, będziemy jechać w wyścigach. Ja zostanę przy moim pierwszym autku, Lanci Delta. Ma napęd na dwie osie, niezłe przyśpieszenie i szybkość. Postaram się nią wygrać wszystkie wyścigi klasy C4.
Poprzedniego dnia wieczorem, Miami Harris niejako ogłosiła start Słonecznej Korony. Jej występ w TV był niemalże zachwalaniem siebie samej. Same ahy, ohy, co to nie ja. Tak zarozumiałej osoby jeszcze nie spotkałam. No i jej te świeże mięsko, czyli ja. To już szczyt bezczelności. Oby to mięsko, nie stanęło jej w gardle, bo będzie musiała przerzucić się na warzywka. Hehe.
Ale co tam Miami. Gdy przyjechałam na miejsce zbiórki, okazało się, że tylko ja jeszcze nie zaliczyłam czasówek. Nic innego nie pozostało, jak wziąć się za nie. Pierwsza czasówka, Wzgórza Sant Antoni, prosta, choć można się nadziać na jednym, czy drugim zakręcie. Ale w sumie łatwizna, a widoki przepiękne, jakby nie patrzeć okolica typowo wiejska, cisza i spokój. Następna, Wyzwanie Fontanelles, to już jazda w mieście, z wieloma ostrymi zakrętami i niezbyt szerokimi ulicami. Trzeba jechać spokojnie, prawidłowo wchodzić w zakręty, a wszystko będzie ok. Ostatnia, Południowe Sant Antonio, też miasto, ale z ruchem ulicznym, nie za gęstym. Oczywiście zakręty także wchodzą w rachubę. Spokój, opanowanie, wprawna ręka, i po krzyku. Uważajcie na innych kierowców, są nieobliczalni
Czasówki zajęły mi całe przedpołudnie. Szybki obiadek w pobliskiej restauracji. Organizatorzy dziarsko uwinęli się z przygotowaniem wyścigów z udziałem zawodników. Mój pierwszy prawdziwy wyścig, Zatoka Gració. Startujemy niedaleko miasta, meta obok miejsca zbiórki. W zasadzie, bułka z masłem. Dobry start i gaz do dechy. Droga w miarę prosta. Miami trzyma się mojego zderzaka przez pierwszych kilkadziesiąt metrów. W miarę rozpędzania się mojej Lanci, powoli zostaje w tyle, aż znika w lusterkach. Wpadam do miasta, trzeba trochę zwolnić, sporo zakrętów. Na końcówce wyścigu, pozwoliłam sobie na mały luzik i o mało co bym wylądowała na latarni. Ostatni zakręt przed metą. Centymetry mnie dzieliły od słupa. Ale się udało, jestem pierwsza. Hura. Obszar przemysłowy, męczący wyścig, trzy okrążenia, jazda w kółko, sporo zakrętów dziewięćdziesiąt stopni. A od czego jest drift, daje rade na tych zakrętach. Na pierwszym zakręcie Miami miała jakieś problemy, zarzuciło ją, zjechała na drugie pobocze. Ciekawe dlaczego. Ale dała sobie radę i dalej utrzymywała drugie miejsce. Nieźle. Przedtem Miami, teraz ja. Gdzieś na drugim okrążeniu, zaskoczenie, silnik zaczął przerywać. No nie. Szybkość spadła. Miami coraz bliżej. Do mety już niedaleko, dam radę się doturlać na pierwszym miejscu. Udało się. Co mogło być przyczyną takiego zachowania się silnika ? Na razie nie ma czasu na sprawdzenie, organizatorzy chcą zakończyć w tym dniu wyścigi. Szybkie płukanie instalacji paliwowej, suszenie, tankowanie i w drogę. Trochę start się przesuną w czasie, ale to i dobrze, przynajmniej nie jechaliśmy w deszczu. Centrum Sant Antonio, start w mieście, meta poza miastem. Auto sprawowało się bez zarzutu. Choć droga była śliska, ale napęd na cztery koła świetnie się sprawował w tych warunkach, dając przewagę. Obyło się bez niespodzianek. I win, they lose
Miami nie może sobie darować, że ktoś ją pokonał. Czyli ja, świeże mięsko. A auto jednak dam do przeglądu.
><