Fast & Furious "Dream"No.19. Nieoczekiwana zamiana
Zawody zaczęłam od czasówki. Lekki podjazd aż do tunelu. Po nim zjazd na równinę. Ale jest kilka górek z hopkami, gdzie można znaleźć się na poboczu. Parę zakrętów i koniec. Okolica bardzo malownicza. Czerwone skałki i teren nadają specyficznego klimatu. Bliskość morza powoduje, że nie odczuwa się tego gorąca. Radary w mieście to już standard. Możemy jechać z grupą lub samemu pokombinować. Co byśmy nie wybrali i tak mamy najlepszą szybkość średnią. Następna konkurencja, szybkość w ruchu ulicznym. Na początku jest jedna hopka z zakrętem, przyhamujmy bo znajdziemy się na poboczu. Dalej łatwizna. Gaz do dechy i mijanie traffików. Aha pod koniec, ostry zakręt w prawo. Pierwsza tura zawodów A6 wyższego szczebla nie była trudna. Miło się jechało i miałam trochę czasu dla siebie po zawodach.
Jak coś jest łatwe na początku, oczekujmy, że koniec nie będzie już taki. Jak nie dla nas, to dla naszych oponentów
W pierwszym wyścigu gonimy się w ruchu ulicznym. Sama frajda. Nie dość, że Tess naciska, to trzeba uważać na ruch uliczny. Ale nie tylko my musimy na to uważać. Niestety o tym, szybko o tym przekonała się Tess. Przed sobą miała traffika, po prawej pobocze, po lewej ojca, który zaczął ją wyprzedzać. Dała po hamulcach i straciła drugie miejsce. Spadła na czwarte. Teraz jej ojciec gonił mnie aż do mety. Ale nie odpuściła. W następnym dostała dwie szanse od losu, złośliwego jak dla mnie. Kilkaset metrów po starcie mia łam kłopoty z wrzucaniem biegów. Coś dźwignia nie chciała się normalnie ruszać. Tess doszła mnie przed tunelem. W tunelu jechałyśmy zderzak w zderzak. Jakimś cudem udało mi się wrzucić wyższy bieg. Wyrwałam do przodu. A Tess jakby zwolniła. No tak, przed nami ładne górki. Odczułam to dobitnie, wykonując lot niczym jastrząb, atakujący swoją zdobycz. Tylko te lądowanie, twarde. Myślałam, że teleskopy wyskoczą przez blachy karoserii. Następne o mało co, by skończyło się wywrotką. Nie wiem jak to się udało, że dalej pędziłam przed siebie. Tess została daleko w tyle. Nie na długo. Zakręt w lewo, redukcja biegów. No i znowu się zaczęła walka z dźwignią. Całe towarzystwo zwalało mi się na tylny zderzak. Jakoś zaczęły wchodzić wyższe biegi. W każdym razie nie dałam się wyprzedzić. Uff.
Ale został jeszcze jeden wyścig, eliminacja, najbardziej męczący. Tess w dalszym ciągu siedziała mi na zderzaku. Dużo zakrętów, pod ostrym kątem, trochę prostych. I te znaki drogowe, na każdym zakręcie. Po wszystkim parę zniknęło. No i miałam też możliwość skorzystania, z właściwości terenowych Subaru
Trzecie okrążenie było przełomowe. Nie dla mnie, ale Tess. Na jednym z zakrętów coś jej nie wyszło, spadła na czwartą pozycję. I tak już pozostało do końca. O dziwo Chris Wilder gonił mnie. Trochę mnie poniosło. Zaczęłam popełniać błędy. Zaczął niebezpiecznie blisko zbliżać się. Jak się szybko nie wezmę w garść, to nie będzie za wesoło. Po odpadnięciu Tess, jakoś się opanowałam. Może nie do końca. Ale dojechałam do mety pierwsza. Dobrze, że nie miałam kłopotów z dźwignią zmiany biegów. Już nigdy nie zostawię pomadki do ust w bocznej kieszeni drzwi
Koniec zawodów. Odprężenie. Ale dzień jeszcze się nie skończył. Ba, mogę powiedzieć, że teraz się rozpoczął dla mnie. Po rozdaniu nagród, jakieś jedzonko. Zgłodniałam i to bardzo. W Ibizie jest mnóstwo knajpek. Wybrałam najbliższą. Smacznie i tanio. Ale czas się zbierać. Nie ujechałam daleko. Telefon. Nie znany numer. Facet mówi, że reprezentuję jakąś grupę ludzi. Są zadowoleni z moich postępów w zawodach „Słonecznej Korony”. Rewelacja. Burza braw, fajerwerki wzbijają się w niebo. Czas zejść na ziemie. Pada propozycja, jadę innymi autami w Pucharze Ibizy. Okazuje się, że organizatorzy przygotowali niespodziankę uczestnikom. Nikt nie wie z nich, jakie wyzwania będą w jakiej kolejności. Wspaniale. No i moja rola w tym wszystkim, mam jechać nieznanymi mi autami. No tak, publiczność przed telewizorami będzie zachwycona. Ja, nie bardzo. Ale zdaje się, że nie mam wyjścia. Wchodzę w to. Mam jeszcze dziś odebrać cztery auta. Z dwoma miałam już styczność. Robiłam transport Audi TTS Coupe. Całkiem fajne autko. Ale wybrałam w sumie Subaru.
A Rovera trochę, na szybko testowałam. Mocne auto, wszędzie wjedzie. Jednak pojechałam Touaregiem.
Lotus i Golf. Z tymi dwoma nie miałam w ogóle styczności. Tylko dlaczego od mojego mistrza lakiernictwa ? Bo u niego są te auta. Hmmm. Na miejscu się okazało dlaczego. Zostały wprawdzie pomalowane w moim stylu, jednak przyozdobione zostały dziwną naklejką jakiegoś miasta i zagadkowym napisem NEMO. Pewnie dla kogoś to ma jakieś znaczenie. Chyba to grupa ludzi, o których opowiadał fotograf. W porządku. W każdym razie mnie to nie przeszkadza, mam tymi autami wygrać Puchar. I tyle. No może nie do końca. W Touaregu z moim mistrzem sprawdziliśmy, jak wygodne są tylne kanapy