Dobra, zlot skończony i muszę przyznać, że poszło świetnie, pomimo pewnych drobnych problemów technicznych, ale jak na De Krew było całkiem dobrze. Zgodnie z planem wystartowaliśmy przy Golden Hills gdzie zrobiliśmy premierową rundkę i cała nasza czwórka (Ja, Michau, Megadzik i Ben) ruszyła swoimi Datsunami do Miasta Aniołow. Tutaj drobna przerwa techniczna i pojechaliśmy przez południe do Key West. Tam postanowiliśmy nieco przyśpieszyć tempa i zmienić auta na specyfikacje wyczyn, gdzie osiągane prędkości były nawet dwukrotnie większe niż w fabrycznych ,,dwieście czterdziestkach''. Ja i Ben wybraliśmy Chargery R/T, a Michau i Dzik pozostali przy Datsunach. Stąd pojechaliśmy do najbardziej wysuniętego na północ fragmentu mapy w stanie Maine. W połowie drogi gra postanowiła mnie strollować i wywalić do pulpitu, ale połączenia nam całe szczęście całkowicie nie zerwało. Potem trasa Sant Luis - Boneville przez góry gdzie można było się trochę poślizgać i w końcu, powrót do LA, gdzie urządziliśmy wyścig i ku zaskoczeniu nikogo. Byłem ostatni. Poniżej zdjęcia z wyprawy.
Od lewej Ja, Ben i Dzik (Michau poszedł odcedzić kartofelki)
Tutaj do końca nie wiem kto jest kim.
Razem z ekipą przez słoną równinę (1974)
Widok na Pacyfik
Dziękuje wszystkim zgromadzonym za towarzystwo. To dzięki wam ten zlot był taki wspaniały.
„Dodanie mocy czyni cię szybszym na prostych. Pozbycie się masy czyni cię szybszym wszędzie”. Colin Chapman - założyciel Lotusa