Jak wiecie odwiedziłem w tym roku nasz rodzimy rajd i muszę niestety potwierdzić wzmianki o jego absolutnie fatalnej organizacji. Musiałbym długo wymieniać jeśli chciałbym napomknąć o wszystkim, no ale zacznę w kolejności chronologicznej tego, co zauważyłem.
Po przyjeździe do Mikołajek ustawiliśmy się na płatnym (!) parkingu przy Orlenie i podeszliśmy do ustawionych tam budek z kasami. Niestety, jak się okazało, nie można tam było odebrać biletów zakupionych wcześniej przez internet (bardzo mądrze), ruszyliśmy więc z buta w kierunku kas obok toru. Mieliśmy wykupione 4 Rally Passy KOMFORT za 199 PLN i 2 zwykłe za 99, potwierdzenie zakupu każdego wydrukowane było na oddzielnej kartce. Gość w kasie zeskanował każdy po czym wydał nam... 6 Rally Passów KOMFORT! Organizator był więc dwie stówki do tyłu. Nie dyskutowaliśmy, zapytaliśmy się jednak gdzie można za free zaparkować auto (bo ozanczeń oczywiście 0 - słownie zero). Pan musiał być cholernie dobrze poinformowany, bo powiedział że to "nie u niego" i że mamy iść "gdzieś indziej". W końcu znaleźliśmy parking, zlokalizowany na polu. OK, rozumiem, nie wymagam lepszego. Ale niestety wjazd na niego był sporą górką, co dla niektórych mistrzów kierownicy było czymś zbyt trudnym i zakopywali się na nim nagminnie, niemal nie zostaliśmy staranowani przez takiego, który ześlizgiwał się z podjazdu. Po raz kolejny jestem w stanie to zrozumieć, ale niestety nikt nie pomyślał o ustawieniu jakiegoś traktora z liną, który pomagałby wydobyć auta z błota po osie. Na szczęście w końcu udało się ustawić auto na ultra wąskim miejscu wskazanym przez stewarda i udaliśmy się na trybunę, gdzie wpuszczono dziecko mające bez mała ponad dwa razy więcej niż regulaminowe 3 lata, a ochrona była tak cholernie skrupulatna że przeszukanie mojego plecaka skończyło się na obejrzeniu kurtki która położona była na wierzchu. Nic więc dziwnego, że na trybunach ludzie nie należeli do do końca trzeźwych. Po zajęciu miejsc na trybunach zaczęliśmy wsłuchiwać się w komentatora-mistrza, który nie wiedział, kto aktualnie startuje (teksty typu "na trasie mamy kolejne samochody... Citroena C2 i Hondę Civic... przepraszam, Peugeota 207" czy "widzimy kolejną załogę" były na porządku dziennym), potrafił jedynie organizować falę. Łapać zaczął się dopiero pod koniec. No ale nic, przy przeraźliwym zimnie wytrwaliśmy do przejazdu Kopecky'ego i Breena, po czym udaliśmy się do auta. Sam wyjazd z parkingu który w tym momencie przypominał bagno zajął nam dobre 20 minut, lecz potem policja skierowała nas na objazd. Ucieszyliśmy się, że ominiemy korek, niestety nikt nie potrafił powiedzieć nam którędy jechać, a poprawną drogą okazał się leśny dukt, późniejszy OS 1. Udało się nam nawet wyprzedzić Porsche Turbo. Po długiej przeprawie trafiliśmy do hotelu i następnego dnia mieliśmy siły na dotarcie do kolejnych OSów. Wsiedliśmy w auto i po jakiejś godzinie stania w korku, mielenia kołami w miejscu i przejazdów przez błoto dotarliśmy na punkt widokowy (bez GPSa nie dalibyśmy rady, oznaczeniem przez cały dojazd do OSu była jedna rozmoczona kartka A4 na słupku). Tutejszy parking zaskoczył nas koleinami w których utknął pewien Golf oraz Opel Vivaro, udało się jednak znaleźć względnie porządne miejsce i ruszyliśmy do viewpointa. Droga do niego była jedną wielką symfonią błota (a czy nie wystarczyłoby położyć paru desek?), jednak ostatecznie zadowoleni wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na OS 3. Nauczeni doświadczeniem zostawiliśmy wóz na asfalcie i ruszyliśmy w długi spacer. Nasze miejsce parkingowe okazało się być strzałem w dziesiątkę - dojazd do parkingu był pod górkę po błotnistych koleinach sięgających 20cm, na dodatek droga miała spad na lewo. W drodze powrotnej zauważyliśmy Opla Omegę, który ześlizgnął się z drogi i spadł na pole, tracąc przedni zderzak. W tym przypadku po raz kolejny wyszedł brak traktora - dobre 10 osób musiało wypychać wóz z rowu, a nawierzchnia była tak śliska że nie mogli sobie poradzić. W końcu jednak udało się wyjechać - zderzaka jednak facet nie odzyska. Dzięki Bogu wyprzedzliśmy falę powrotów kibiców, zgrabnie udało się więc zjeść obiad w porcie i udac się na tor w Mikołajkach. Znów wykazaliśmy się wyczuciem - za drobną opłatą zostawiliśmy naszą ośkę na prywatnym parkingu, nasi znajomi, jadący porządnym czterołapem, udali się jednak na parking. Obejrzeliśmy część OSu, po czym wszedłem na górę trybun aby spojrzeć na parking. Pierwsza myśl? "Jasna cholera ale gnój". Audi A6 skończyło w kałuży, zalewając silnik, Q7 mieliło kołami w miejscu, a ośki nie mogły podjechać pod górę, były więc wpychane przez stewardów. Aby przeczekać "godzinę szczytu" udaliśmy się do parku serwisowego, który był jedną wielką kupą bagna. Zawodnicy śmigali tuż obok kibiców (niemal nie zliwidował mnie Gryc, który wpadł w poślizg), wszystko było utytłane (włącznie z mechanikami) a po wyjściu z jednej strony nie mogliśmy wejść z tej samej, należało obejść park dookoła. O nie sprawdzaniu wejściówek nie wspomnę... Dzień dobiegł na szczęście (lub nie) końca, wydobyliśmy więc auto z parkingu i po drodze do hotelu uslyszeliśmy o wypadku Kubicy. Postanowiliśmy więc nie ryzykować i następnego dnia wyjechać do Pyrlandii z samego rana. Nie wiem więc jakie fuszerki organizacyjne miały miejsce w niedzielę, ale podejrzewam, że spore - znajomy dziennikarz mówił, że nie miał parkingu a w press roomie nie było ani jednego kubka wody.
Wiem, że przynudziłem, ale zwyczajnie musiałem ponarzekać. Wielu z was pewnie nie przebrnie przez ten post, ale jeśli jednak - wyobraźcie sobie co będzie gdy dostaniemy WRC z prawdziwego zdarzenia? Podejrzewam, że szyki organizatorom popsuły opady, ale nie tłumaczą one braku oznaczeń, oszołomionej obsługi czy parku serwisowego na gołej ziemi... Wrzucam dwie fotki - pierwsza z wjazdu do parku serwisowego dla zawodników, druga z ogólnodostępnego parkingu (widoczne wspminane zalane A6). Zdjęcia fatalnej jakości, robione beznadziejnym aparatem i na szybko. Zero obróbiki, zero kadrowania - po prostu poglądowe
Ale mimo wszystko spędziłem chyba najlepszy piątek i najlepszą sobotę w życiu!