Bardzo ciekawy temat, choć według mnie mało realny.
Po pierwsze - czy mądrym inwestowaniem można sobie zapewnić sukces? IMO absolutnie nie. Biorąc pod uwagę to że kilkudziesięciu najbogatszych ludzi na świecie ma w tej chwili dostęp do około 50% zasobów całego świata, można szybko wyciągnąć wniosek, że każdy z tych ludzi, dysponując majątkiem wyższym niż przeciętne państwo, może jednym ruchem zmienić kurs akcji dowolnej spółki. Czy to dla swoich korzyści, czy po prostu ot tak sobie - dla zabawy. Gdyby giełdy były odporne na takie rzeczy, to byśmy chyba słyszeli o dziesiątkach bardzo bogatych inwestorów którzy nigdy nie stracili na giełdzie, a takich nie ma i nigdy nie będzie, bo choćby dysponowali miliardowymi majątkami, to są to tylko promile fortun najbogatszych.
Po drugie giełda to tylko takie kasyno służące do wyciągania zaskórniaków od drobnych ciułaczy. Najpierw gromady wysoko opłacanych (przez tych najbogatszych z punktu pierwszego), pożal się Boże, analityków (nie na darmo w tym słowie występuje "anal") wycenia jakąś spółkę przed wejściem na giełdę na wartość biorącą się z czapki i będącą wypadkową w 50% oczekiwań, w 40% marzeń i w 10% faktów. Później, jeśli przy debiucie barany do strzyżenia, czyli drobni ciułacze, uznają że to jest niedoszacowane, to w szybkim tempie windują cenę wyżej, a do tej windy w górę dosiadają się kolejne setki baranów z wywieszonym jęzorem i czerwonymi z emocji twarzyczkami, najczęściej nie zauważając że winda już stoi na samej górze, przeładowana, ze skrzypiącą liną. Jeśli jest przeszacowana, to i tak na początku mnóstwo inwestorów daje się na to nabrać, w związku z czym nawet ta przeszacowana wartość szybko wzrasta. I tak i tak obydwie grupy spotykają się tu tylko po to żeby zaliczyć spadek, bo wtedy zarabiają ci najbogatsi. Wiadomo, że kilka procent wycofa się na górze, ale większości nie są w stanie zniechęcić nawet początkowe spadki. I niby tutaj można się dopatrzyć normalnego mechanizmu rynkowego, ale jak się bliżej przyjrzeć, to wzrost generowany tylko popytem na aukcje, czy spadek napędzany awersją inwestorów, najczęściej jest kompletnie nie powodowany podstawami w realnym stanie danej spółki. To tylko ploteczki, oczekiwania i marzenia...
Po trzecie, nawet jak się komuś uda zarobić na lambo czy inny, znowu kompletnie przeszacowany produkt analityków, PR-owców i miliardów wydawanych na reklamę, to i tak ta kasa z giełdy wraca do kieszeni tych najbogatszych. Ty, drobny inwestorze, będziesz się cieszył jak głupi że się czegoś dorobiłeś, a tak naprawdę mając takie puste marzenia jak superauto, superjacht czy superdupy, pokazujesz tylko że do końca życia pozostaniesz niewolnikiem Rockefellerów i innych masonów, bo nie ogarniasz sensu istnienia świata dalej niż do czubka własnego fiuta.
To tyle kazania. Powodzenia w inwestowaniu. I pamiętaj że upadek to nieodłączny towarzysz samozachwytu