Jak zwykle u Ciebie - merytorycznie i z przemyśleniami. Odpowiedź na te kilka kwestii (a w zasadzie tylko moja opinia, bo kimże jestem żeby mieć na nie odpowiedzi) pewnie zanudziłaby każdego, ale spróbujmy.
Edukacja zaczyna się długo przed studiami - czy to poprzez wpajanie wartości w domu i w rodzinie, czy przez edukację na poziomie podstawowym. Wiem, bo w sumie jeszcze ten czas pamiętam (co pewnie dla niektórych będzie niewiarygodne), że ledwie ułamek procenta młodych ludzi ma w tym wieku jakiś plan na swoją przyszłość i może zaplanować (samodzielnie lub przy pomocy odpowiedzialnych, nie spędzających całości czasu przed TV rodziców) co chce w życiu osiągnąć. Większość traktuje naukę i gderanie rodziców jako zło konieczne które trzeba "zaliczyć". Później, jeśli mają wystarczająco majętnych rodziców, idą na studia, też najlepiej takie, na które się łatwo dostać i można przez 5 lat się dobrze bawić. Na końcu dziwią się, że na rynku pracy są traktowani jak śmiecie i nikt nie docenia ich wyższego wykształcenia. Nasze szkoły wyższe również dostosowują sposób rekrutacji i program do takich ludzi, dlatego poziom edukacji, zarówno humanistycznej, jak i technicznej, leży. Bo jak inaczej nazwać miejsca naszych najlepszych uczelni na szarym końcu szkół światowych - UJ - 325 miejsce, UW - 375 miejsce, PW - poza pięćsetką? Przecież kilkaset lat temu Polska stała naukowo bardzo wysoko, na poziomie uniwersytetów w Padwie czy Bolonii, a uczniowie z całej Europy przyjeżdżali do nas na wykłady. Teraz przyjeżdżają z Afryki, bo u nas najtaniej i najłatwiej można zrobić magistra. Dlaczego zatem się dziwić, że pójście na studia to zmarnowany czas, a program nauki na studiach, dostosowany do leserów bez ambicji nie gwarantuje pracy? Oczywiście moje generalizowanie jest o d... potłuc w przypadku jednostek wybitnych, które potrafią korzystać z możliwości kooperacji naszych uniwersytetów z innymi - zaprzyjaźnionymi, z dostępu do często wybitnych profesorów, do bibliotek z nieograniczonymi zbiorami, coraz częściej kompletnie cyfrowymi. Ale, powiedzmy sobie szczerze, ilu takich znacie? Jak popatrzycie sobie w oczy w lustrze, to widzicie w nich determinację żeby poświęcić 5-10 lat młodzieńczego życia i zabawy z rówieśnikami, żeby stać się kimś wybitnym? Jeśli tak, to gratuluję. Jeśli nie, to samo skończenie jakiegoś tam kierunku nie gwarantuje niczego, bo większość Waszych rówieśników jakiś tam skończy, a jeśli dodatkowo ich Wujek Zenek ma znajomego który jest "kimś z plecami", to zatrudnią tamtych, a nie Was. Tak to było od zawsze i tak zostanie, obojętne od ustroju politycznego i tego, kto jest u władzy. Co najwyżej inni wujkowie będą mieli plecy. Więc, jeśli nie zamierzacie zacisnąć zębów i poświęcić kilku lat życia żeby stać się kimś wybitnym, to marnujecie tylko 5 lat na wypełnianie ambicji rodziców, którzy będą mogli powiedzieć znajomym "mój syn właśnie został magistrem". Lepiej ćwiczyć na zmywaku w UK i wypisywać bzdury na forach "u nas w UK mam 500 funtów tygodniowo na rękę, Lexusa LS 250 z 2007 i stać mnie na wakacje kilka razy w roku". Przynajmniej kumple idioci, którzy zostali na studiach się sfrustrują.
I po co był mój przydługi wstęp z wychowaniem i edukacją? Bo w całym dalszym życiu jest tak samo - patrząc statystycznie pewnie mniej niż 5% ludzi w każdym kraju osiąga ponadprzeciętne dochody. Część z nich miało "wujków z plecami". Zostaje pewnie 1% takich, którzy wychowali się w biednych rodzinach bez pleców, a doszła do kasy i pozycji. U nas pewnie i tak jest łatwiej, bo dla większości ludzi dochody rzędu 5000 - 10 000 wystarczyłyby do uznania za wystarczająco ponadprzeciętne żeby być szczęśliwym z tego, co się osiągnęło. A takie sumy nie są trudne do zarobienia. Oczywiście najpierw trzeba się dostać do jakiejś ciekawej pracy, gdzie w większości rekrutują idioci, którzy ukończyli nikomu niepotrzebne studia, ale mają pracę przez Wujka Zenka, a, jeśli już przejdziecie przez sito tego bałwana, trzeba przekonać szefa, który jest albo bogatym pieniędzmi tatusia dupkiem, albo kimś z nadania politycznego, że Wasza inteligencja i zaangażowanie będzie potrzebne w tej pracy, a na dodatek nie jest zbyt duża, żeby nie zagrozić jego pozycji... To nie jest normalna sytuacja, absolutnie. Współczuję Wam, że Wasi rodzice zafundowali Wam życie akurat w tym kawałku historii. Ale, jeśli już będziecie potrafili się znaleźć w naszej obecnej rzeczywistości, nie załamując rąk i nie wołając na pomoc Stwórcy, raczej nic Was w życiu nie będzie już w stanie załamać. I to w dowolnym kraju. Wiem, że to mało pozytywne, ale z drugiej strony, rodząc się w takiej Afryce, po pierwsze mielibyście małe szanse aby dożyć do studiów, zaczęlibyście pracować fizycznie jak tylko skończylibyście raczkować, a dodatkowo i tak rodzicie nie mieliby pieniędzy żeby opłacić edukację ponadpodstawową.
Programy wspierające zatrudnienie, chroniące rodzinę itp. to mrzonka, która nie sprawdziła się w żadnym kraju poza Norwegią, która z dochodów ze sprzedaży ropy może pozwolić sobie na dowolne fanaberie. Podając przykład niemieckich emerytów jeżdżących nowymi autami, zapominasz o kilku drobnych szczegółach. Po pierwsze są landy, szczególnie wschodnie, gdzie jeżdżą tak samo zdezelowanymi autami jak u nas (prawie), po drugie w cywilizowanych krajach jak dziecko się rodzi, to rodzice zakładają mu pierwszy fundusz emerytalny, jak idzie do szkoły to drugi, a jak rozpoczyna pracę to sam sobie zakłada trzeci. I z tych pieniędzy, procentujących odpowiednio i opłacanych od dużo większych dochodów, a nie przejadanych przez jakieś ZUSy czy OFE, tworzy się kapitał emerytalny za który można "zaszaleć". Zainteresuj się systemem emerytalnym chociażby w UK, to zobaczysz, że tam też biednych emerytów często nie stać na zapłacenie czynszu czy ogrzewania. A będzie gorzej, bo coraz więcej kasy jest przeznaczane na socjal dla niepracujących kolorowych, a ostatnio też dla Polek rodzących hurtowo dzieci Arabom. Poczekamy kilka lat i się rozsypie socjal w większości państw zachodnich, bo nie będzie się już u kogo zadłużać.
Świadomość polityczna wśród młodych ludzi? Obawiam się, że tu niewiele się da zrobić. Rodzice łykają papkę z TV, młodzież idzie po najmniejszej linii oporu i wierzy tym, co mają największą ilość lajków na FB, politykom tak wygodnie, bo świadomi politycznie ludzie dawno by ich wyrzucili sprzed koryta, a stacje TV zawsze są politycznie naznaczone i też im wygodnie mieć widzów którzy łykają bez zastanowienia reklamową papkę. Kto ma zatem to zrobić? Nawet Kościół, który ma (teoretycznie) niezależną pozycję, pierdzieli jakieś głupoty cofając się do czasów inkwizycji, zamiast popierać naukę i edukację. Nie widzę niestety kanału dotarcia. Co mnie osobiście przeraża, bo w związku z tym nie widzę szansy na zmianę rządzących, na takich pokroju przedwojennego prezydenta Mościckiego - wybitnego naukowca, cenionego na całym świecie. A nie popeerelowskich lub postsolidarnościowych gołodupców, którzy, zamiast rozwijać kraj, interesują się tylko dorobieniem siebie i rodziny, żeby starczyło dla kilku pokoleń. Dlaczego w USA nie dojdzie do władzy żaden gołodupiec? Bo jak nie dorobiłeś się swoich pieniędzy, to nie będziesz w stanie zarządzać majątkiem całego kraju. Proste? Ale u nas tylko biedni są uczciwi...
Oczywiście nie wierzę, żeby ktoś tu doszedł przeczytawszy wszystko powyżej, więc mogę dalej pisać bez stresu. Izku, Twoje wątpliwości są jak najbardziej na miejscu, ale receptą nie jest wyjazd i służenie za popychadło innym. Ucieczka to cecha ludzi słabych i bez charakteru i mam w d... że parę osób mających rodzinę za granicą się na mnie oburzy. Z jednej strony, teoretycznie, wyjeżdżając pokazują, że są bardziej mobilni i myślący od innych. Ale jeśli to myślenie ma służyć innym krajom, to olewam ich ciepłym moczem, bo swoją nieobecnością ułatwiają utrzymanie tego pięknego kraju we władzy tych miernot którzy rządzą od Okrągłego Stołu. Nauczcie się myśleć nie jako trybik w maszynie, bo tak do niczego nie dojdziecie. To Wy jesteście tą maszyną zwaną państwem, a tych, którzy tą maszyną kierują, wybieracie, i to chyba najważniejsza sentencja, spośród siebie. Nie spośród jakichś mistycznych polityków którzy urodzili się, by rządzić. Każdy z Was ma taką samą szansę zostać prezydentem RP, jak zapijaczonym menelem pod mostem. To w Waszych głowach dokonują się chemiczne procesy powodujące, że w lustrze widzicie przyszłego szefa międzynarodowej korporacji, albo gościa na zmywaku w UK. Oczywiście ten wybór jest ograniczony czasowo. Ja już raczej nie wrócę na studia żeby skończyć jako wybitny matematyk czy fizyk po MiT. Ale większość z Was ciągle może to zrobić. I tyle mam do powiedzenia
Co do HGW - uważam, że referendum to kompletnie zmarnowane pieniądze i mam nadzieję, że burmistrza mojej gminy Ursynów, który to zainicjował, ktoś za to rozliczy. Ja Hanki nie wybierałem, sądzę że jest złym prezydentem, bo w zasadzie nie jest nim w ogóle. Pokazuje się w TV tylko, gdy sondaże spadają, a powinna utrzymywać ciągły dialog z mieszkańcami. Ale miasto się rozwija i, mimo że nie przypisuję tych zasług HGW, to nie widzę innego dobrego kandydata. Na dodatek Tusk nie odpuści tego przyczółka i powoła komisarza z "klucza partyjnego" (nawet jeśli nie będzie to HGW). Zabawa głupich polityków, kosztem budżetu, który można przeznaczyć chociażby na dożywianie dzieci w szkole. Czyli standard